UPG zrobione ze 20 tysięcy kilometrów temu, ponoć na zicher. Jaja się zrobiły od momentu wymiany chłodnicy na używaną z auta z klimą, w naszym jest wersja dla biednych - konieczność wywołana postojem w rowie.
Pierwszy dziwny epizod miałem, jak chciałem jakiś czas temu sprawdzić poziom płynu, a zbiorniczek jest już na tyle wiekowy, że słabo przezeń widać - po 3 dniach postoju wyrzuciło mi tak duże ciśnienie, że rozdarło gwint na korku i już go nie zakręciłem - wkręciłem zamiennik, który mi został i zakręciłem do końca.
Kilka razy moja jeździła i nic się nie działo, ale w środę mi dzwoni, że zagotowało wodę i zjechała na parking, a ze zbiorniczka kipi płyn - zostawiła auto, wczoraj pojechałem po nie i spróbowałem je jakoś doraźnie przywrócić do życia - płynu pod korek (a na pewno nikt oprócz mnie nic nie dolewał, a ja dolałem może ze dwie setki do maksa, choć nie było to konieczne), w układzie brak jakiejkolwiek ciśnienia, a po odkręceniu korka wylało się jeszcze dobre pół litra. Szybki telefon do mechanika i stanęło na poluzowaniu korka i próbnej jeździe - po 2 kilometrach stówa na zegarach i totalny brak grzania, więc zjechałem na przystanek i sprawdzam, co się dzieje - płynu znowu w opór, wąż przed chłodnicą ciepły i miękki, chłodnica kompletnie zimna, więc wstępna diagnoza to przedwczesna śmierć pompy.
Poczekałem, aż mi trochę silnik przestygnie i spróbowałem dojechać do parkingu - zdziwiło mnie jednak, że temperatura przestała rosnąć, więc nie gasiłem silnika. No to znowu skok pod maskę - wszystkie węże ciepłe, chłodnica ciepła, no to odkręciłem grzanie - słabo, ale dmucha. Potrzymałem go na obrotach przez kilkanaście minut i zaczął grzać jak nigdy, więc zadowolony dokręciłem korek do końca.
Nie zdążyłem nawet ruszyć z miejsca i powtórka z rozrywki - temperatura do góry, wentylator kręci i silnik nic nie stygnie, więc go zgasiłem i spróbowałem poluzować korek. Po 3 minutach już auta nie odpaliłem, bo akumulator jest na wykończeniu i kręcący się wentylator mi go wyzerował, więc wk#rwiony zamknąłem auto (było przed 22:00) i poszedłem na pociąg.
Dzisiaj było niewielkie ciśnienie w układzie, silnik zapaliłem z kabli, dolałem zwykłej wody, zostawiłem do zagrania - trzyma 90, włącza wentylator i tak se stoi i nic się nie dzieje. No to pojechałem do chałupy, myślę - zrobię test na UPG.
I teraz totalnie zgłupiałem - grzeję auto, dogazowuję na 3-3,5k RPM i gituwa. No to odszedłem od auta na chwilę kości rozprostować, wracam po góra dwóch minutach, a tam fontanna z testera. Zgasiłem je szybko, przepłukałem tester, zapiąłem drugi raz - dopoki silnik miał te 90 stopni, to był spokój. Jak włączył się wentylator, to nagle auto dostało pi€rdolca i zaczęło pchać płyn do góry, więc zgasiłem silnik - w efekcie natychmiast go wyj€bało. Pomacałem chłodnicę - niemal cała zimna, lekko ciepła była tylko w okolicy węża wylotowego, gdzie w dodatku nagle zaczęła popuszczać opaska. Pomacałem za węże jeszcze - twarde jak kamień. Zaznaczam, że płynu nie przebarwiło ani wcześniej, ani później, za pierwszym razem jak te kilka minut był spokój, to na moje koloru nie zmieniał, ale świeciłem w płyn lampą, więc mogło mi to zafałszować obraz.
Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że 300 km od zrobienia uszczelki wysrało uszczelnienia na pompie wody - wtedy uznaliśmy wszyscy, że trafiła się wadliwa część. Zakładając, że jednak coś się skapcaniło już wtedy, to teraz chyba tester zabarwiłoby od razu po jego zapięciu? A, i cały czas coś syfi płyn, nie że miesza się z olejem, ale po prostu robi się brudny i śmierdzi jakby jakąś przepalanką albo spalinami. Oleju nie bierze, płynu nie gubi i nie pali. Chłodnica też jest dobra, bo jeździłem autem, z którego była wyciągnięta i nic się tam nie działo. Jedyne co przychodzi mi do głowy to że nagrzewnica jest zawalona jakimś ch#jostwem i sieje to na cały układ chłodzenia, a jak się zrzuci silnik na jałowe obroty, to pompa nie nadąża z pchaniem tego syfu, znika obieg płynu i go gotuje. No ale nie będę wydzierał nagrzewnicy w śmietniku za 3 koła, w który przez ostatnie dwa lata wsadziłem przynajmniej drugie tyle. Druga opcja, którą zasugerował mechanik, to że od strzała w rów zrobiło się jakieś mikropęknięcie na głowicy, ale jakoś nie kupuję tego wyjaśnienia, bo to nawet nie sięgnęło do silnika - wszystko poszło w pas przedni. Poza tym wyszłoby mi to na płynie reakcyjnym testera od razu.
Pomysły?
Pierwszy dziwny epizod miałem, jak chciałem jakiś czas temu sprawdzić poziom płynu, a zbiorniczek jest już na tyle wiekowy, że słabo przezeń widać - po 3 dniach postoju wyrzuciło mi tak duże ciśnienie, że rozdarło gwint na korku i już go nie zakręciłem - wkręciłem zamiennik, który mi został i zakręciłem do końca.
Kilka razy moja jeździła i nic się nie działo, ale w środę mi dzwoni, że zagotowało wodę i zjechała na parking, a ze zbiorniczka kipi płyn - zostawiła auto, wczoraj pojechałem po nie i spróbowałem je jakoś doraźnie przywrócić do życia - płynu pod korek (a na pewno nikt oprócz mnie nic nie dolewał, a ja dolałem może ze dwie setki do maksa, choć nie było to konieczne), w układzie brak jakiejkolwiek ciśnienia, a po odkręceniu korka wylało się jeszcze dobre pół litra. Szybki telefon do mechanika i stanęło na poluzowaniu korka i próbnej jeździe - po 2 kilometrach stówa na zegarach i totalny brak grzania, więc zjechałem na przystanek i sprawdzam, co się dzieje - płynu znowu w opór, wąż przed chłodnicą ciepły i miękki, chłodnica kompletnie zimna, więc wstępna diagnoza to przedwczesna śmierć pompy.
Poczekałem, aż mi trochę silnik przestygnie i spróbowałem dojechać do parkingu - zdziwiło mnie jednak, że temperatura przestała rosnąć, więc nie gasiłem silnika. No to znowu skok pod maskę - wszystkie węże ciepłe, chłodnica ciepła, no to odkręciłem grzanie - słabo, ale dmucha. Potrzymałem go na obrotach przez kilkanaście minut i zaczął grzać jak nigdy, więc zadowolony dokręciłem korek do końca.
Nie zdążyłem nawet ruszyć z miejsca i powtórka z rozrywki - temperatura do góry, wentylator kręci i silnik nic nie stygnie, więc go zgasiłem i spróbowałem poluzować korek. Po 3 minutach już auta nie odpaliłem, bo akumulator jest na wykończeniu i kręcący się wentylator mi go wyzerował, więc wk#rwiony zamknąłem auto (było przed 22:00) i poszedłem na pociąg.
Dzisiaj było niewielkie ciśnienie w układzie, silnik zapaliłem z kabli, dolałem zwykłej wody, zostawiłem do zagrania - trzyma 90, włącza wentylator i tak se stoi i nic się nie dzieje. No to pojechałem do chałupy, myślę - zrobię test na UPG.
I teraz totalnie zgłupiałem - grzeję auto, dogazowuję na 3-3,5k RPM i gituwa. No to odszedłem od auta na chwilę kości rozprostować, wracam po góra dwóch minutach, a tam fontanna z testera. Zgasiłem je szybko, przepłukałem tester, zapiąłem drugi raz - dopoki silnik miał te 90 stopni, to był spokój. Jak włączył się wentylator, to nagle auto dostało pi€rdolca i zaczęło pchać płyn do góry, więc zgasiłem silnik - w efekcie natychmiast go wyj€bało. Pomacałem chłodnicę - niemal cała zimna, lekko ciepła była tylko w okolicy węża wylotowego, gdzie w dodatku nagle zaczęła popuszczać opaska. Pomacałem za węże jeszcze - twarde jak kamień. Zaznaczam, że płynu nie przebarwiło ani wcześniej, ani później, za pierwszym razem jak te kilka minut był spokój, to na moje koloru nie zmieniał, ale świeciłem w płyn lampą, więc mogło mi to zafałszować obraz.
Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że 300 km od zrobienia uszczelki wysrało uszczelnienia na pompie wody - wtedy uznaliśmy wszyscy, że trafiła się wadliwa część. Zakładając, że jednak coś się skapcaniło już wtedy, to teraz chyba tester zabarwiłoby od razu po jego zapięciu? A, i cały czas coś syfi płyn, nie że miesza się z olejem, ale po prostu robi się brudny i śmierdzi jakby jakąś przepalanką albo spalinami. Oleju nie bierze, płynu nie gubi i nie pali. Chłodnica też jest dobra, bo jeździłem autem, z którego była wyciągnięta i nic się tam nie działo. Jedyne co przychodzi mi do głowy to że nagrzewnica jest zawalona jakimś ch#jostwem i sieje to na cały układ chłodzenia, a jak się zrzuci silnik na jałowe obroty, to pompa nie nadąża z pchaniem tego syfu, znika obieg płynu i go gotuje. No ale nie będę wydzierał nagrzewnicy w śmietniku za 3 koła, w który przez ostatnie dwa lata wsadziłem przynajmniej drugie tyle. Druga opcja, którą zasugerował mechanik, to że od strzała w rów zrobiło się jakieś mikropęknięcie na głowicy, ale jakoś nie kupuję tego wyjaśnienia, bo to nawet nie sięgnęło do silnika - wszystko poszło w pas przedni. Poza tym wyszłoby mi to na płynie reakcyjnym testera od razu.
Pomysły?