Dwa tygodnie temu byłem na dniu próbnym u pewnej Pani. Na rozmowie wstępnej jakoś jeszcze fajnie gadała ale po kilku godzinach pracy dnia następnego rzuciłem wszystko, wyszedłem przez bramę i odjechałem. To już któryś raz z kolei że "babka" w ogóle nie jarzy co robi dlatego podziwiam wytrwałe samice a co do czystości w miejscu pracy to u mnie musi być wszystko na tip top i na miejscu. Na 6 godzin pracy u Pani "blacharki" (nie wiem jak nazwać Panią która klepie auta, wybaczcie) aż 4 godziny poświęcone były na naprawę sprzętu, oczyszczanie narzędzi i przede wszystkim najpierw ich odnalezienie. Od 1996r zajmuję się blachami i od czasu do czasu lakierowankiem lecz u siebie tu na miejscu nie miałem jeszcze okazji lakierować auta w komorze. Nie miałem. A nie miałem bo nigdy nie trafiłem na warsztat z prawdziwego zdarzenia a jak już niby trafiłem to stawki były zbyt mocno mniejsze jak ma moja luba w garach więc wstyd by było przynosić pensyjkę mniejszą jak "baba" a tam gdzie warunków nie ma to można zarobić lecz mechanika, blacharstwo i lakiernictwo w tym samym pomieszczeniu. Sajgon to mało powiedziane. Szefostwo rzadko jarzy że jeśli sprzęt i narzędzia na miejscu to robota szybciej idzie a jak chcesz porobić pułki, szafki i sprzątać to żal 4 litery ściska że dniówka dla wygody mechaniora pójdzie.
Przedostatni mój szefunio to był dopiero odlot. Nie wiem co on brał. Facet niby stary bo 5 dych miał, niby sporo kumał ale był dziwny. Do roboty wszyscy na siódmą - jedziesz z rańca zimą, marzniesz i kwiczysz pod drzwiami! Dobija ósma i widzisz na horyzoncie lakiernik leci od prawej do lewej. Podlatuje pod wrota, stary jest??? Nie ma... no to zwrotka na pięcie i wio na monopolowy. Wraca już uśmiechnięty i dość prostym krokiem
Dobija 9 i w bramie szefostwo się zjawia. Zmęczone, niewyspane ale uśmiechnięte.
Otwiera się warsztacicho i kozę trza odpalać więc od 10-tej planujemy otwierać
No i się zaczynają fochy i lamenty! A co to wyszło? A czemu to tak zje...ne! A co to się staoooo??? Wszyscy oglądają dach Meganki i mocno zdziwieni że kropelki i dziurki w lakierze powsiadały ... A czemu, a dlaczego??? Słyszysz ujadanie!
A wczoraj trąbiłem! Nie odpalać mi na hali DIESLI gdy kuźwa w drugim końcu lakieruję to oczywiście zgodnie z PNPPS (Polska Norma Pracownicza po spożyciu) wczoraj nikt a nikt blacharzowi na słowo nie wierzył a dziś lament. Megankę lakiernik szpachlował 9 dni.
2 dni siedział nad jednym nadkolem.
I weź tu pracuj na akord, co?? Trzy wozy na miesiąc = 1500zł?? he he