Cześć, wczoraj miałem nietypową sytuację na warsztacie, jakieś 2 tygodnie temu przyjechał do mnie nowy klient suzuki swift-em z 2006r chciał wymienić skrzynie biegów bo na 1-2 biegu był delikatny szum, maglownice bo cos tam mu nie pasowało po mimo że działała ... olej, filtry, klocki. Ogólnie Polak mieszkający w Dani auto na Duńskich blachach, umówiliśmy termin wykonania usług, on części sam miał przywieść bo skrzynie i magiel ktoś tam mu właśnie wykręcał z jakiego auta po dachu a resztę zakupił wcześniej. Umówione prace zostały wykonane w ustalonym terminie okazało się że skrzynia którą przywiózł jest od modelu poliwtowego i nie ma zębatki do prędkości własnej pojazdu bo w nowszym modelu czyta z tylnego prawego koła, skrzynie wyglądały identycznie, nawet był czujnik(jako zaślepka), ani ja ani moi pracownicy nie sprawdziliśmy oznaczeń skrzyni bo klient zapewniał że od tego modelu i w pełni sprawna, skrzynia została zamontowana biegi wchodziły bez problemów pracowała cicho, tylko licznik nie wskazywał prędkości, klient stwierdził że tak autem do Dani nie może wrócić i że "trudno najwyżej padnę na koszty robocizny ale muszę mieć sprawny prędkościomierz" stwierdził - więc zaproponowałem mu żeby zawiózł swoją starą skrzynie do regeneracji, rozliczył się za dotychczasowe usługi zabrał starą skrzynię i po pary dniach zregenerowaną skrzynie przywiózł, przerzuciliśmy mu z powrotem skrzynie, tą używkę bez zębatki do prędkościomierza zabrał żeby oddać po czym na drugi dzień przyszedł po odbiór auta, skrzynia zamontowana, licznik działa a on że koszt robocizny musimy podzielić na 3 bo on się nie zna i nie musi, gość co mu sprzedawał skrzynie wprowadził go w błąd i zapewniał że wszystko będzie działało, a ja nie sprawdziłem czy w środku jest ta zębatka przed montażem czy numerów nie porównałem... powiedziałem typowi że w takim wypadku niech wzywa policję bo ja auta bez uiszczenia opłaty nie wydam, oczywiście zaczął wrzeszczeć, wykłucać się powtórzyłem żeby zadzwonił na policję wyszedł z warsztatu udając że dzwoni kręcił się koło auta w końcu wsiadł do niego odpalił i z piskiem opon odjechał, kamery z mojego monitoringu zarejestrowały całe zdarzenie, oczywiście długo nie myśląc z dwoma z moich mechaników wsiedliśmy do mojego auta i pojechaliśmy za nim po drodze zadzwoniłem na 112 i zgłosiłem kradzież auta, dyspozytor powiedział mi że mam go nie gonić ale ja już dawno go doszedłem i jechałem "spokojnie za nim" gość się przestraszył i pojechał prosto pod komisariat gdzie mieliśmy konfrontacje, wysłuchano naszych wersji (nie różniły się one od siebie) policjant stwierdził że jeżeli pan sobie przywiózł część to nie ja ponoszę odpowiedzialność za jej stan tylko za prawidłowe zamontowanie, co wykonałem. Powiedział że on w tej sprawie nie może nic zrobić i że mam mu założyć sprawę cywilną. Wyszliśmy z komendy i wróciliśmy na warsztat gdzie już czekał na nas patrol który został wysłany do zgłoszenia kradzieży pojazdu, funkcjonariusze stwierdzili że pan nie ukradł tego auta gdyż jest to jego własność on po porostu oddalił się nie uiszczając opłaty za wykonane usługi. Podpowiedzcie proszę Koledzy co byście w takiej sytuacji zrobili, dopowiem tylko ze nie zależy mi tak bardzo na odzyskaniu pieniędzy bo jak założę mu sprawę to chcę zaproponować sądowi żeby wszelkie koszty zasądzone były przekazane na cele charytatywne, chcę po porostu uprzykrzyć mu życie. Czy iść z tym do sądu czy nie ma to sensu i lepiej poprosić o pomoc kolegów z "klubu sportowego" ?? bo sam nie będę sobie brudził rak takim syfem...